niedziela, 26 grudnia 2010

Raport z sesji Wolsungowej nr4

Kolejna sesja rozegrana, kampania ma się zdecydowanie ku końcu. A jako że to wstępniak, to pora na małe przechwałki. Prace nad Porytkonem 2^2 idą mocno do przodu. Już wkrótce reaktywujemy bloga i stronę. Na mnie spadła przyjemność zrobienia bloku RPG. Gdy tylko uda mi się dopiąć pewne sprawy, na pewno poinformujemy o tym. Pewniakiem jest, że chce dużo Wolsunga w moim bloku. Dziwne, nie?;)

Skład graczy nie zmienił się od poprzedniej sesji. Ciągle ta sama dzielna trójka szuka spisku w Lyonesse. Dla przypomnienia, w rolach głównych występują: John(ja, elf zabijaka, alfheimczyk, dziki mag, ryzykant i podrywacz, chodzący zawsze w garniturze i białych rękawiczkach, w nocy zamaskowany superbohater), !Xabile (ork spirytysta, syn szamana, wnuk szamana, sam szamana, śledczy, pochodzi Khemre, z granic kolonii Alfheimskich, detektyw korzystający z orczych zdolności, ubrany w garniak) i Rachel (elfka z Alheimu, spirytystka, medium, salonowiec, ubioru nie pamiętam, więcej nie pamiętam).

Wracamy do punktu z poprzedniej sesji. Spotkanie u burmistrza, w którym poza nami i burmistrzem bierze udział agent JKM Toni Driscoll. Billy ma wizje. Widzi w niej rozmowę Pułkownika Sandersa z Alphonsem Berillionem. Andrew ochrzania fotografa za wydarzenia. Używa paru skomplikowanych odniesień i w zasadzie wizja wskazuje, że jest ktoś wyżej. Tak przynajmniej nam się wydaje. Postanawiamy, że Laurenta zostawimy w Tower. Chcemy też zbadać archiwa szpitala św. Oswalda, w celu znalezienia poszlak odnośnie naszego śledztwa. Toni obiecuje nam, że tej nocy patrole będą tej okolicy wyjątkowo ślepe, jako że oficjalne przejrzenie archiwum wymaga długich i żmudnych procedur. Rachel i !Xabille idą się przyszykować w swój sposób, a John w swój. Elfka i ork ubierają się na ciemno, biorą liny i podręczne maniczne oświetlacze, gdy John tworzy swój strój i alterego. Właśnie tej nocy narodziła się Lodowa Piącha, która z lodowatym spokojem karze swoją piąchą zło i występek.

John udaje się obserwować szpital, gdy pozostała dwójka próbuje się do niego wkraść. Niestety, nikt nie jest dobry w skradaniu się, dlatego też strażnik się budzi i próbuje wszcząć alarm. Billy nie myśląc za długo, przyszpila jego rękę swoją kościaną włócznią, co powoduje, że strażnik upuszcza lampę naftową. Lodowa Piącha wkracza na scenę, używając jednej z swoich mocy. Zimne powietrze wokół niego powoduje, że ogień się nierozprzestrzenia, a strażnika unieruchamia zamrażając go. Szybko uciekamy za róg, a strażnik, gdy odzyskuje swobodę ruchów, stwierdza, że musiał mieć koszmarny sen. Po krótkiej przechadzce Billy znajduje farbę, więc maluje na ścianie wrota do astralu, chcąc zobaczyć, co kryje się alternatywnym świecie. Po krótkiej rozmowie przekonuje, żebyśmy udali się tam wszyscy.

Bardzo Odważna Drużyna nie ma problemów z przejściem w astral i szybko trafiamy w dziwne miejsce, w którym znajduje się szkoła św. Oswalda. Szybko też zauważamy, że nasze stroje zamieniają się na takie sprzed paru epok. Nie przejmując się tym bardzo, ani widokiem dziwnych ludzi (elfka z rozdwojonym językiem, dzieci z skrzydełkami motylimi) dochodzimy do budynku. Po krótkiej inspekcji okazuje się, że na wejściu są jakieś znaki ochronne przed złem i tym podobnym. Wchodząc sprawdzamy tylko czy nie ma podobnych w drugą stronę, ale na szczęście nie ma. Dość szybko odnajdujemy pułkownika Sandersa, zaczynając dowiadywać się, o co w tym wszystkim chodzi…

Okazuje się, że miejsce, w którym jesteśmy nazywa się Salem a pułkownik Sanders jest osobą odpowiedzialną za to, jak ono obecnie wygląda. Cała reszta tej części Astralu wpadła w ręce bori i ich sojuszników. Do sojuszników zaliczają się też wojska Ven Reierea i ogólnie całe zło wyplenione z Urdy. Zęby Zahera to preparat, który służy do wysłania do astralu, przy zachowania ciała w Urdzie. Cała sytuacja rozjaśnia wizje !Xabillego oraz samą sprawę zamachowca. Wychodzi na to, że Pułkownik jest niewinny. Pozostaje nam powrócić na Urdę, aby spenetrować szpital i znaleźć jakieś akta. Przed powrotem czeka nas jedna mała przeprawa. Po małym zamachu na transport, w niebo wznoszą się karteczki, które po zetknięciu się np. z gołębiem przemieniają go w mocno zmutowanego gołębia. Jednak to nic dla naszej drużyny, więc przerywnik dość krótki…

Szpital okazuje się banalnie prosty do spenetrowania. Strażnik pilnujący pacjentów jest śpiochem, dlatego nie stanowi problemu przekradnięcie się koło niego. Zabranie kluczy też nie jest trudne. Zbieramy dokumenty, rozmawiamy z jednym pacjentem i ruszamy do wyjścia. Przy wyjściu czeka znajomy policjant, który przekazuje nam informację, że zamachowiec żąda okupu jutro do południa! Nie pozostaje nic, jak zacząć działać na zdwojonych obrotach. Udajemy się do lekarza, który prowadził leczenie wszystkich pacjentów. Dość szybka konfrontacja, w której na koniec mój rzut masakruje, bo na kościach wychodzi 74 czy tam 75! Niestety, okazuje się, że to nie on, a najpewniej któryś z pielęgniarzy. Gdy bierzemy ich akta, okazuje się, że ktoś zamazał ich nazwiska. Nie pozostaje nic, jak szukać ich przez numery obywatelskie… Zaczyna się wyścig z czasem, którego finał będzie na kolejnej sesji!

Sesja bardzo udana. Miała przyzwoity poziom turlania i mechanicznej zabawy i dobry poziom narracji. Astral był bardzo w porządku a zmutowany gołąb świetnym lajtowym przeciwnikiem. Oby właśnie więcej takich rzeczy na sesjach, żebym miał, z czego wybierać osiągnięcia… Już nie mogę doczekać się finału kampanii!

wtorek, 30 listopada 2010

Raport z sesji Wolsungowej nr3

Pech chce, że raporty sesyjne piszę ja. I jak zwykle, nie wiem, co wpisać w pierwszych paru zdaniach. Nudno narzeka się ciągle na to samo. Nudno też ciągle tym samym się ekscytować. To może pochwale się po prostu zakończeniem współpracy z Bestiariuszem i planami, aby zacząć pisać dla innego serwisu. Ale dla jakiego, to już niespodzianka, o której pewnie dowiecie się, jak już zacznę pisać. A tymczasem wracając do sesji…

O dziwo, żadnych zmian personalnych. W rolach głównych znowu - John(ja, elf zabijaka, alfheimczyk, dziki mag, ryzykant i podrywacz, chodzący zawsze w garniturze i białych rękawiczkach, w nocy zamaskowany superbohater), !Xabile (ork spirytysta, syn szamana, wnuk szamana, sam szamana, śledczy, pochodzi Khemre, z granic kolonii Alfheimskich, detektyw korzystający z orczych zdolności, ubrany w garniak) i Rachel (elfka z Alheimu, spirytystka, medium, salonowiec, ubioru nie pamiętam, więcej nie pamiętam).

Sesja rozpoczyna się tam gdzie skończyła poprzednia. John stoi przed hotelem, Rachel ucieka metodą tradycyjną, a !Xabille otwiera wrota do astralu, aby spróbować zdobyć astralne wersje spalonych dokumentów. Astral okazuje się strasznie zakręcony i Bili wraca bez niczego. W normalnym świecie brygady OSP zaczynają gasić pożar. Drużyna już w pełnym składzie zostaje zatrzymana przez dziennikarzy, ale głównym obiektem zainteresowań jest John. Szybki blef, aby pozbyć się dziennikarzy i udajemy się w stronę teatrów. John w drodze pokazuje reszcie kawałek dokumentu, który wydarłem z rąk policjanta, który wyskoczył z okna hotelu. Pojawia się nieścisłość, dwa teatry do wyboru. Ja z !Xabille udajemy się do Teatru Maska a Rachel do Teatru Nowego.

W Teatrze Nowym sztuka nie jest zbyt wyszukana, ot jakiś teatralny pornuch. W Masce leci nudna sztuka, ale to właśnie tam ma miejsce akcja. John widzi coś niepokojącego w loży na wprost, postanawia więc udać się do niej. W trakcie spaceru na drugą stronę balkonów zamachowiec atakuje i zaczyna strzelać do ludzi. Bili zaczyna rzucać swoimi kościstymi włóczniami, a John spaceruje. Gdy konflikt jest eskalowany do poziomu konfrontacji John wkracza do akcji. MG ma wyjątkowego pecha. Krytyczny pech, słabe rzuty i nieudane dobicie powoduje, że przeciwnik, który mógłby być ciężki, był w zasadzie płotką na może dwie rundy… Po szybkim wygraniu znowu dziennikarze łapią Johna. Tym razem nie udaje się ukryć tożsamości, zresztą nawet nie próbowaliśmy. !Xabille narzeka, że skupiają się na mnie a nie na nim. Szybko jeszcze spisujemy numery i brygadę z nieśmiertelników pojmanego.

Przed udaniem się do domu, odwiedzamy jednego z mieszkańców kamienic, aby dowiedzieć się o terminie pikniku Towarzystwa Gimnastycznego. Elfi sąsiad okazuje się trochę zbyt frywolny, jak na moje gusta, ale przekazuje wszelkie ważne informacje. W nocy John udaje się na patrol w celu nawiązania kontaktu z Nocnymi Skrzydłami, niestety jedyne, co znajduje, to harpie, które przeniosły się na wyższe budynki z powodu fetoru panującego w mieście. Rankiem na śniadanie do Johna przychodzi bardzo duża grupa ludzi. Tak duża, że nie wiem, kto w zasadzie był a kto nie. Wszyscy zajadają się czarnym puddingiem, gdy John jeszcze śpi. Gdy pojawia się John, obecni zaczynają składać gratulacje. W trakcie posiłku odbywam parę konsultacji na boku z !Xabille. Po dłuższej chwili przepraszam gości i zabieramy się za pracę. Podczas spotkania operacyjnego nawiedza nas członek Nocnych Skrzydeł, mechaniczna pokojówka. Krótka rozmowa i w końcu – John zostaje zaproszony, aby zostać rekrutem Nocnych Skrzydeł! Szybka prośba dla NS – niech pilnują statku wycieczkowego rodziny Chiramonte i dostarczą nam informacji o pułkowniku Sandersie i zamachowcu (Laurent „nie pamiętam nazwiska, bo jest akwitańskie”).

Mając obstawione jedno miejsce, drużyna postanawia udać się do Szpitala św. Oswalda, gdzie leczony był Laurent. Szukanie śladów w pokoju wariata niestety nie daje żadnych efektów. Tak samo kończy się przeszukanie osobistych rzeczy Laurenta. Brak możliwości spotkania się z lekarzem prowadzącym i niechęć do spotykania się z Sandersem prowadzi nas do Tower, gdzie trzymany jest zamachowiec. Niestety, przesłuchanie jest chaotyczne i nie dowiadujemy się co najwyżej, ze Laurentowi lekarz powiedział, że jest zdrowy. Wychodząc udaję się nad Tetrę sprawdzić jak idzie patrolowanie, ale zasadniczo dzień jest spokojny.

Na koniec udajemy się do burmistrza, któremu towarzyszy Toni Discroll, agent JKM. Jest sporo dyskusji, trochę pomysłów, ale przed podjęciem decyzji, postanawiamy, że kończymy sesje i decyzja zapadnie na początku kolejnej sesji.

Ogólnie – kawał dobrego grania nam wyszedł. Niestety nie do końca pod moją postać, przez co czasami się nudziłem. Pula PD znowu sprawdziła się dobrze. Mam trochę wrażenie, że MG zrezygnował z testów z powodu sporego pecha na początku sesji, ale cóż, bywa i tak. Było fajnie i klimatycznie, tylko czasami można by założyć, że jak gracz idzie na coś zareagować, to robi to jak najszybciej, a nie średnio szybko… Czekam na finał tej mini kampanii.

piątek, 26 listopada 2010

Plany konwentowe na pierwsze pół roku 2011

W zasadzie skończyłem swój sezon konwentowy Falkonem, więc nadchodzi chwila by się zastanowić co w przyszłym roku?

Coolkon 5 - kolejna edycja wrocławskiego konwentu, robiona przez borga i spółkę. Konwent uderza w tematykę retro i borg coś mi przebąkiwał o starym sprzęcie komputerowym na imprezie. Wrocław niedaleko, więc 90% szansy że pojadę.

Grojkon 2011 - Kolejna edycja bielskiego konwentu o zawyżonym poziomie pecha. Jeśli tym razem nie spadnie samolot z prezydentem ani nie będzie powodzi, to będzie solidny konwent.

Pyrkon - No tu za dużo nie trzeba pisać, największa impreza tego typu w Polsce. Jestem dość sceptycznie nastawiony do prawdopodobnego przeniesienia imprezy na teren MTP, ale skoro namawiał mnie Misiek, to pewnie się pojawię.

Porytkon 2^2 - Skoro sam robię tą imprezę, to znaczy że będę. Majowy weekend w Sosnowcu nie będzie miły dla mnie, ale stanę na głowie, żeby był miły dla innych.

Graviton - Łódzka ekipa szykuje konwent i tym razem może im się udać. Najpewniej pojawię się i poprowadzę jakiegoś LARPa (choć Miodowa Wróżka powie, że grę fabularyzowaną).

Cholera, trochę się tego zebrało. Ktoś kupi nerkę? :P

czwartek, 4 listopada 2010

Relacja z Chrzanowskich Dni Fantastyk

Tekst napisano dla Informatora Konwentowego.

Chrzanowskie Dni Fantastyki są imprezą, w której nie pokładałem zbyt wielu nadziej. Ot miałem przyjechać, spotkać się ze znajomymi i pograć w planszówki. Niestety, nie zostałem mile zaskoczony. Nie jest to w zasadzie źle, zawsze mogłem się rozczarować. Ale mimo wszystko, lubię miłe niespodzianki. Na tym konwencie niestety ich nie było.

Impreza odbywała się w dwóch budynkach – Miejskim Ośrodku Kultury, Sportu i Rekreacji w Chrzanowie oraz Hali Widowiskowo-Sportowej. Budynki były położone dość blisko siebie, choć słyszałem narzekania ludzi, że takie rozdzielenie jest bez sensu. Zasadniczo jednak wolę takie rozwiązanie, niż Grojkonowe czwarte piętro. Budynki były ładnie wyremontowane i zasadniczo wyglądały lepiej niż standardowa szkoła. Sama okolica wyglądała bardzo malowniczo, pomijając fakt, że droga prowadząca z przystanku autobusowego na imprezę była całkowicie rozkopana. Blisko znajdował się rynek, dzięki czemu nikt z głodu nie umarł. Bo rzeczy serwowane w bufecie były dość paskudne, a na przykład pierogi były tylko dla osób z obsługi konwentu.

Akredytacja nie istniała, bo konwent był darmowy. Dlatego też przyjść mógł na niego każdy, kto akurat był w pobliżu. Uczestnicy nie posiadali żadnych identyfikatorów, ani nie otrzymali żadnych informatorów. Żeby sprawdzić, co jest akurat w programie, należało odnaleźć rozkład jazdy przywieszony w paru miejscach na ścianie. Płatność za to należało uiścić za nocleg w hali. Kosztował on trzy złote i jeśli ktoś zarejestrował się wcześniej, rano dostał pyszną bułko-kanapkę. Kosztowały także filmy puszczane na sali teatralnej MOKSiR-u. Filmy nie grzeszyły świeżością, ale jeśli ktoś ich wcześniej nie widział, to miał doskonała okazję, aby za małe pieniądze obejrzeć niezłe kino.

Nie oszukując się, program imprezy był bardzo ubogi. Ilość prelekcji można by policzyć na palcach dwóch rąk. Tyle dobrze, że osoby, które na te prelekcje dotarły, chwaliły ich bardzo wysoki poziom. Organizatorzy konwentu nie przygotowali się też na to, że z programu zawsze coś wypada. A wypadł LARP Wolsungowy, z powodu choroby prowadzącego. Z zaproszonych pisarzy na konwencie widziałem tylko Jakuba Ćwieka, ale ponoć reszta gdzieś tam się przewinęła. Niestety w programie nie było napisane, kto daną prelekcje prowadzi, dlatego między innymi o tym, że Kazimierz Kyrcz prowadzi prelekcję dowiedziałem się dopiero po konwencie.

Mało pochlebnie też mogę się wyrazić o organizacji sesji RPG. Jeśli w ogóle o jakiejś organizacji można tu mówić. Nikt nie wiedział gdzie można na sesje się zapisać, sami prowadzący szukali sobie graczy. A na koniec, sale w których miały się odbyć, były także sleepami. Dzięki takiej sytuacji, spotkałem wielu ludzi, którzy przychodzili do naszej sali i pytali o to, gdzie się można zapisać na sesje. Parę osób przez to w ogóle nie znalazło miejsca do gry. Gdyby było jasne miejsce, w którym przeprowadzano zapisy na sesje, to dałoby się tego uniknąć.

Chrzanowskie Dni Fantastyki, jak każdy przyzwoity konwent, nie mogły odbyć się bez turniejów w karcianki i bitewniaki. Dla magicowców przygotowano GPT Bochum, któremu wyjątkowo nie dopisała frekwencja. Kuźnia Gier prowadziła także naukę szlacheckiej gry karcianej „Veto”, w programie miał być też turniej, ale nie słyszałem żeby się odbył. Dla miłośników figurek przygotowano turniej w Warzone. W trakcie trwania tego turnieju odbył się też pokaz „Ogniem i Mieczem”. Osobiście uważam, że potencjalnie zainteresowani tą grą, byli zajęci w tym momencie turniejem, ale znalazło się paru chętnych do przeprowadzenia szarży husarią.

Najmocniejszym elementem tej imprezy był Games Room. Na piętrze MOKSiR-u ulokowano stoisko, z którego można było wypożyczyć jedną z pięćdziesięciu ośmiu gier. Zasady większości z nich mogła wyjaśnić osoba, która aktualnie pilnowała stanowiska, co jest dość sporym plusem. Niestety, mimo że gier było sporo, to większość z nich była typowymi zapychaczami, których chyba nawet nikt nie wypożyczył. Samemu zdarzyło mi się tylko wypożyczyć Dixita i Jungle Speeda. Udało mi się także rozegrać partię w Battlestar Galacticę, ale był to prywatny egzemplarz. Zagraliśmy też partię w Munchkina z Kubą Ćwiekiem, ale gra także była prywatna. Dodatkowo w programie były turnieje w Jungle Speeda i Faunę, jednak po spojrzeniu na nagrody, nawet nie próbowałem na nie dotrzeć.

Największym problemem Chrzanowskich Dni Fantastyki była frekwencja. Jak to ładnie nazwał Miodowa Wróżka, był to „konwent duchów”. Ciężko stwierdzić ile osób przewinęło się przez całą imprezę, ale podejrzewam, że nie przekroczono setki uczestników. Wróżek miał problem ze skompletowaniem obsady do swojego LARP-a, zaś większość punktów programu nie przyciągnęła tłumów. Trudno mi powiedzieć, co tak naprawdę zawiodło. Nie wiem jak wyglądała reklama w mediach lokalnych, ale w branżowych widziałem newsy o imprezie. Tyle że moje pierwsze skojarzenie przy nazwie Chrzanowskie Dni Fantastyki, to malutki konwent w mieście, z którego pochodzi „maja babićka”.

Podsumowując, konwent ten do najbardziej udanych nie należy. W tym momencie ma praktycznie ciężko odklejaną łatkę malutkiej imprezy. Organizatorzy mocno muszą popracować nad wykorzystaniem miejsca, które dostają. Na pewno muszą też spróbować sprawić, by ich impreza uzyskała trochę większą rangę i rozgłos. Muszą popracować nad zawartością Games Roomu. Ogólnie muszą nad wieloma rzeczami popracować. Ja sam bawiłem się świetnie, ale bardzo ciężko powiedzieć, że dzięki organizatorom konwentu.

Ocena konwentu: 3-

piątek, 29 października 2010

Raport z sesji Wolsungowej nr2

Ach, tego mi brakowało. Po miesięcznym celibacie, zagraliśmy kolejną sesje w Wolsunga. Najważniejsze, że kontynuowała dziwne wątki z poprzedniej sesji robiąc z nich ładną układankę. Wreszcie wiemy trochę więcej i mam nadzieje, wreszcie mamy stałego trzeciego gracza. Ale może po kolei…

W rolach głównych - John(ja, elf zabijaka, alfheimczyk, dziki mag, ryzykant i podrywacz, chodzący zawsze w garniturze i białych rękawiczkach, w nocy zamaskowany superbohater), !Xabile (ork spirytysta, syn szamana, wnuk szamana, sam szamana, śledczy, pochodzi Khemre, z granic kolonii Alfheimskich, detektyw korzystający z orczych zdolności, ubrany w garniak) i Rachel (elfka z Alheimu, spirytystka, medium, salonowiec, ubioru nie pamiętam, więcej nie pamiętam).

Tradycyjny początek sesji – zaczęliśmy w tym samym miejscu, w którym skończyliśmy. MG bardzo szybko pozbył się nieobecnej Jigit, pakując ją w objęcia śmierci albo do szpitala. John uciekł zanim coś się stało, a Billy wracał na piechotę do domu i chyba się trochę przy tym pobrudził. Nocny patrol był spokojny, więc rano John był w dobrym humorze. Szybka wizyta !Xabille u mnie i trochę rozmowy o mniej ważnych rzeczach dla mnie, jego wizji i ewentualnych zmianach, a w tym czasie nowa graczka rozwala biuro detektywa. Potem Rachel przychodzi do mojego mieszkania i zaczyna oskarżać Billego, o kradzież wspomnień trupowi. Chwila wyjaśnień, wizyta w biurze i krótka rozmowa o zbitej szybie. Bardzo łatwo nawiązujemy z Rachel współpracę, a do całości wynajmuje mieszkanie w mojej kamienicy.

Po rozmowie wyruszamy by odwiedzić fotografa, ale nie po to żeby zrobić sobie fotkę. Alphonse Berillion jest ścisło powiązany z zębami Zahera, to on je rozprowadził po mieście. Najpierw chcemy tylko pogadać, ale krótki test uwodzenia jest przez MG eskalowany do konfrontacji. Artysta okazuje się mocnym przeciwnikiem, jego pewność siebie wynosi 20. Dodatkowo ma moc, która daje mu +4 do pewności siebie. Na szczęście ja i Rachel mamy dość spore umiejętności do gadki. Moja linia ataku, to blefowanie, że jestem ojcem Rachel, Rachel atakuje na swój sposób, a Billy jest drugą linią wsparcia i daje bonusy. W trakcie do konfrontacji dołącza jakiś randomowy statysta z dwoma znacznikami, ale szybko go zdejmuje. A pod koniec walki Rachel ma coś niesamowitego – dostaje 3 jokery na rękę. Jeszcze na koniec artysta chce nas unieruchomić i uciec, ale na jego pecha też posiadam taką moc i zatrzymuje go w odpowiedzi. W efekcie Alfi nam wszystko śpiewa, co mocno ułatwia dalsze kminienie.

W domu !Xabille podczas obiadu streszcza całą dotychczasową intrygę. Wychodzi na to, że głównym złym jest pułkownik Andrew Sanders, ale chwilowo brakuje nam dowodów żeby go uwięzić. W tym celu udajemy się do kostnicy, by !Xabille obejrzał sobie ostatnie chwile z życia osoby, która wysłała list z pogróżkami. Dzięki temu łapiemy trop, który może nam coś da. Niestety, Alven Yard daje nam tylko godzinę, chcą złapać drania w głośny sposób, co oczywiście jest idiotyzmem. Nie pozostaje nam nic innego, jak ruszenie do hotelu w Stableton. Tuż przed wejściem do pokoju, spirytyści używają wizji, ale nie znajdują w pokoju nic groźnego. Nie pozostaje nic innego, jak wejść do pokoju. Wszyscy zaczynają robić jakieś przeszukanie, co przy mojej postaci jest pomysłem głupim. Nieudany test spostrzegawczości to motto mojej postaci. W tym momencie pada strzał, moja postać wyskakuje przez okno i próbuje zlokalizować strzelca. Ale niestety, to znowu test spostrzegawczości. W międzyczasie !Xabille zaczyna płonąć, a zaprzyjaźniony policjant chwyta kartki i wyskakuje z okna. Co niestety nie jest dobrym pomysłem, to 3 piętro. Ja sobie poradziłem dzięki mocy, policjant niestety nie jest magiem. Postanawiam go ratować. Niby banał, test wysportowania 20, tylko, że kości mnie przestały kochać. Wypadło 1 i 3, a wysportowanie jest na 6, na ręce dama karo i walet trefl. Mechaniko W, za to cię kocham. Pierwsze podejście – kolejna kość za żeton. Wypada 2, wiec dalej nie tak jak trzeba. W końcu zaczynam myśleć, mam aktywną moc, co pozwala dołożyć kartę do testu i mogę dołożyć kolejną z archetypu. W efekcie wymęczam 20, mając na kości 3. John wybija się w powietrze, odbija się od jednego budynku, łapie w powietrzu policjanta i ląduje z nim na markizie, która amortyzuje upadek. Mechaniko W, kocham cię.

Wrażenia z sesji bardzo pozytywne. Wielkie gratulacje dla Rachel za niesamowite osiągniecie na pierwszej sesji. Z mechanicznego punktu widzenia - ja chcę z taką drużyną grać...

sobota, 23 października 2010

Recenzja "Lyonesse: Miasto, Mgła, Maszyna"

Recenzja zrobiona dla Bestiariusza, zapewne za niedługo na nim się pojawi. Wybacz Puszon, że tyle to zajęło. Za karę piszę teraz recenzje "Operacji Wotan" :) .

„Lyonesse: Miasto, Mgła, Maszyna” to drugi dodatek w zapowiadającej się bogato linii wydawniczej Wolsunga. Jak łatwo się domyślić, dodatek traktuje o Perle Miast – Lyonesse. Jednak ten, kto spodziewa się, że to kolejny opis nudnego miasta jest w głębokim błędzie.

Stolica Alfheimu jest miejscem bardziej niesamowitym, niż dowolnie wybrany kawałek Wanadii. Głównie dlatego, że odpowiednik dowolnie wybranego miejsca na całym świecie najpewniej znajduje się w Lyonesse. A dodatek już od pierwszych stron pokazuje nam niesamowitość tej metropolii.

Zawartość podręcznika podzielono na cztery rozdziały. Pierwszy z nich, miasto, opisuje przede wszystkim dwanaście dzielnic „perły miast”. Możemy dowiedzieć się o tym gdzie należy się udać, jeśli chcemy zostać gwiazdami srebrnego ekranu lub gdzie szukać neogotyckich drapaczy chmur rodem z Gotham. Opis każdej dzielnicy jest umiarkowanie szczegółowy, pozostawiający miejsce na własną inwencję twórczą. Z dwustronicowego opisu jednej dzielnicy dowiadujemy się, co ogólnie się w niej znajduje, kogo możemy spotkać na jej ulicach, jakie kluby i stowarzyszenia w tam działają oraz o tym, jakie interesujące miejsca można odwiedzić. Poza tymi informacjami, autorzy dają nam cztery pomysły na sesje, przykładowe nagłówki z prasy oraz powody, dla których bohaterowie mogą chcieć odwiedzić daną lokację. Jeśli to dla nas za mało, twórcy przygotowali listę wszystkich pięćdziesięciu czterech dzielnic, opisując je jednym zdaniem.

Jeśli dalej nam mało, pod koniec rozdziału znajduje się wisienka, czyli opis klubów i stowarzyszeń działających w Lyonesse. W skrótowej formie zostało przedstawione siedem organizacji. Jednak kolejne cztery, które zostały opisane szerzej, dopiero pobudzają wyobraźnie. W tym miejscu możemy przeczytać o superbohaterskich Nocnych Skrzydłach, elitarnym stowarzyszeniu studentów i absolwentów Uniwersytetu w Lyonesse, czy też o klubie smakosza. Każde szerzej opisane stowarzyszenie dostało swoje unikalne atuty (a w przypadku Nocnych Skrzydeł także gadżet). Do tego mamy cztery pomysły na sesje dotyczącą danego stowarzyszenia.

W rozdziale „Mgła” autorzy przedstawiają nam magiczną część stolicy Alfheimu. Już na samym początku jesteśmy bombardowani informacjami o tym, gdzie znajdują się Nexusy w mieście oraz kiedy następują przesilenia. Następnie czeka nas powrót do organizacji, jednak tym razem magicznych. Jest to zdecydowanie najlepsza część podręcznika. Stowarzyszenia magów są o wiele bardziej niesamowite niż te „zwykłe”. Wystarczy wspomnieć o Wywiadzie Spirytystycznym JKM zwanych popularnie spooks, czy też o Klubie Wynalazców zrzeszającym geniuszów, rywalizujących ze sobą o miano najlepszego. Dla każdego rodzaju magii, poza dzikim talentem, opisano dwa zrzeszenia. Każda organizacja posiada, jako przywilej, swoje unikalne zaklęcie, co daje naprawdę niesamowite efekty. Całość dopełniają oczywiście pomysły na sesje związane z danymi klubami. Dalej w rozdziale możemy przeczytać o dwóch fenomenach – Astralu i Mgle. Pojęcie Astralu przewijało się już w podstawowym podręczniku, jednak dopiero teraz twórcy dali wskazówki jak korzystać z tego równoległego wymiaru. Sama Mgła, jest zjawiskiem unikatowym na skale światową. Bo nie jest to zwyczajna mgła, jaką możemy spotkać w każdym miejscu świata. Mgła z Lyonesse to, jak to określili twórcy, „jakaś forma wtargnięcia efemerycznej materii Astralu w świat rzeczywisty”. Samo zjawisko daje ogromne pole do popisu dla MG. Następnie w dodatku znajdujemy, niespodzianka, historię miasta. Zasadniczo ciągle nie doszedłem do tego, dlaczego ten tekst znajduje się akurat w tym rozdziale, ale to akurat najmniej ważne. Historia ta, tak de facto, jest w dużej mierze historią Alfheimu. Podzielono ją na kalendarium i opisy epok. W opisie epoki znajdziemy skrót najważniejszych wydarzeń, legendy, zabytki i eksponaty. No i oczywiście pomysły na przygodę.

Przedostatni rozdział, zatytułowany „maszyna”, jest najkrótszym rozdziałem z całego dodatku. Większość informacji w nim zawartych skupia się na transporcie w Lyonesse. Dowiemy się między innymi jak funkcjonuje kolejka metropolitarna, do której firmy taksówkarskiej należy wóz, do którego mamy zamiar wsiąść, czy też o małej wojnie przewozowej na Tetrze. Poza informacjami o transporcie, znajdziemy tu też wiadomości na temat Straży Ogniowej, prasy i słynnego Alven Yardu. Jednak zdecydowanie najciekawsze są kawałki o fetorze i PUK-u. Fetor, to zjawisko, które co jakiś czas sprawia, że miasto pustoszeje. Smród unoszący się na ulicach jest nie do zniesienia i w stolicy zostają tylko nieliczni. Natomiast PUK od razu kojarzy się z Prattchetowskim HEXem. Podsystem Ultraszybkich Kalkulacji to ogromna maszyna różnicowa, która zarządza całą biurokracją Lyonesse. Żeby było zabawniej, od kilku lat sama planuje swoją rozbudowę. W zasadzie ta część, wydaje się najbardziej wymuszona w podręczniku. Wszelkie informacje znajdujące się w niej, mogły spokojnie znaleźć się w pozostałych rozdziałach. Ale to akurat mały szczegół, nagłówek rozdziału nie zajmuje aż tyle, żeby narzekać na to, że zmarnowano miejsce.

Ostatni rozdział przeznaczony jest wyłącznie dla mistrzów gry. Znajdziemy tutaj szczegółowe konspekty przygód dla każdej z dwunastu dzielnic opisanych na początku podręcznika, szkic kampanii z Rzeźnikiem z Lyonesse i Bestiariusz z trzynastoma przeciwnikami. Wszystkie szkice przygód nawiązują do nagłówków z gazet, które można było znaleźć w pierwszym rozdziale. Daje to wygodne wyjście do zainteresowania graczy jakimś wydarzeniem i jest bardzo dobrym pomysłem. Szkice przygód są przemyślane i kierowane do różnych stylów gry. Sama kampania o Rzeźniku z Lyonesse składa się z pięciu przygód, ale już na wstępie twórcy sugerują, aby wpleść całą kampanie w inne przygody w perle miast. Ze względu na legendarnego przeciwnika autorzy zalecają też, by postacie były minimalnie sławne. Ja po przeczytaniu tej kampanii nie zbliżyłbym się do Rzeźnika, nawet z drużyną czterech legend stworzonych do walki z Rzeźnikiem pod kątem umiejętności. Ten antagonista jest po prostu bardzo potężny. Dla tych, którzy chcą mniej wymagających wrogów zostaje bestiariusz. Mimo, że przeciwników w dodatku jest jak już wspomniałem tylko trzynastu, wszyscy są stworzeni z dużą pomysłowością. Wystarczy wspomnieć o mięsożernych amorkach z Tinkerton, czy też kinematogremlinach odtwarzających katastrofy z filmów w rzeczywistości. Oczywiście już tradycyjnie do każdego przeciwnika dołączona jest ramka z czterema pomysłami na przygodę.

Czytając tę recenzję ktoś może zastanawiać się, jakim cudem Kuźnia Gier upchała tyle informacji na stu dwudziestu ośmiu stronach formatu B5? Otóż sposób jest łatwy. Cały podręcznik pozbawiony jest kwiecistych opisów. Zamiast tego, twórcy odwołują się do skojarzeń. Mi osobiście to nie przeszkadza, ale na pewno znajdą się ludzie, którym to może nie pasować. W samym dodatku nie ma wielu ilustracji, ale większość trzyma wysoki poziom. Najbardziej rozbawił mnie easter-egg ze strony dziewięćdziesiątej, gdzie na rysunku można zobaczyć właściciela Kuźni Gier, Michała „Puszona” Stachyrę. A jeśli chodzi o stronę techniczną to podręcznik wygląda na dość solidnie wykonany i na pewno nie rozpadnie się po pierwszych sesjach.

Podsumowując, „Lyonesse: Miasto, Mgła, Maszyna” to naprawdę bardzo dobry dodatek. Twórcy postarali się, aby strony podręcznika wypełnić najwyższej jakości materiałami. Największą wadą „perły miast” jest to, że jest przeznaczona dla ludzi grających w Wolsunga. A tak serio, podręcznik jest prawie idealny. Jedyne problemy, na jakie trafiłem polegały na braku jasności w niektórych mechanicznych częściach. Na szczęście wszelkie moje wątpliwości bardzo szybko zostały rozwiane na forum przez twórców gry. Podsumowując, każdy mistrz gry chcący prowadzić ten system w miejskiej scenerii powinien się zaopatrzyć w tę pozycję. Jeśli tylko kolejne dodatki będą trzymały tak wysoki poziom, to Wolsunga czeka więcej niż świetlana przyszłość.

środa, 6 października 2010

Odgrzebane - kwiatki z sesji (lata 2004-2005).

Jako że każdy kocha kwiatki z sesji (a jak ktoś nie kocha, to znaczy że nie gra w RPG), odkopałem trochę kwiatuszków z dawnych lat. Czytanie kolejnych zdani może wywołać zażenowanie, śmiech lub zupełnie nie wywołać żadnej reakcji. Wybór należy do was.

Warhammer:

Ceremonia pogrzebowa, pełna powaga
MG (ja): spłonął sobie druid

MG (ja) - Siedzisz tam gdzie leżałeś.

BG1 - Barman, najlepsze wino jakie macie.
BG2 - Toporem Pisane

MG(ja): Słyszysz jak zbliżają się jęki orgii...
Gracz: Orki?!? Widzę ich?!?

Neuroshima:

Jeden z graczy widząc sokoła drugiego mówi "koliber".
BG1: Mój sokół ma na imię wróbel.... (dłuższa przerwa, intensywne myślenie). Skąd znasz imię mojego kolibra?

BN(Indianiec): Howgh białe twarze!
BG1: Howgh
BN: Waszym braciom zepsuc sie samochod
BG1: Ojojojojoj!

BN (Indiański wódz): Ja być Wódz Wielka Dupa!
BG: To już wiem czemu wam są kobiety niepotrzebne, bo Wy mieć Wódz Wielka Dupa!

No to chwilowo tyle. Postaram się przegrzebać dalej i znaleźć inne.

wtorek, 21 września 2010

Raport z sesji Wolsungowej

Dnia 15 września rozegrano sesje. Była to pierwsza sesja w Wolsunga od dawna. Zmienił się jeden gracz, Żmudi zmienił postać (tylko dlatego, że zgubił starą postać). Pora więc trochę przedstawić, co się działo. Niech zapis będzie przydatny dla nas i dla MG;).

Tym razem w rolach głównych wystąpili John(ja, elf zabijaka, alfheimczyk, dziki mag, ryzykant i podrywacz, chodzący zawsze w garniturze i białych rękawiczkach, w nocy zamaskowany superbohater), !Xabile (ork spirytysta, syn szamana, wnuk szamana, sam szamana, śledczy, pochodzi Khemre, z granic kolonii Alfheimskich, detektyw korzystający z pomocy duchów, mówił coś o ubiorze, ale do końca nie pamiętam) i Jigit (orcza aktorka z Dekanu, nie pamiętam archetypu, występuje w teatrze, podobno specjalizuje się w wystąpieniach publicznych, namawiana na srebrny ekran przez Johna). W role wcielili się: Ja jako John, Żmudi jako !Xabile i Martyna jako Jigit. Poza Johnem, postacie są początkujące. Wszystko zaczyna się w Lyonesse, po powrocie Johna z Wotanii….

John wchodzi w posiadanie kamienicy w Northampton, sprzedając tym samym swoje nagrody z Heimburga. Kamienica posiada mieszkańców, w tym zupełnie przypadkiem dwóch pozostałych graczy. Szybkie wyjście na miasto, w celu uaktualnienia karty obywatelskiej kończy się kradzieżą portfela. Niestety bez aktywacji mocy przegrywam z Niziołkiem na parowych wrotkach. Pozostaje udać się do urzędu, aby wyrobić nową kartę. Trochę przeszkód na drodze, ale udany test perswazji i udaje się załatwić dokumenty na dzisiaj. Pozostaje udać się do fotografa. W między czasie w centrum handlowym, do którego wysłałem swojego lokaja na zakupy wybucha strzelanina. Wybiegając szybko od fotografa udaje się do centrum. Policja niestety niewiele wie i niewiele chce ujawnić. Po zaoferowaniu pomocy, udaje się po odbiór dokumentów oraz medalu, za moje zasługi dla pokoju w Wanadii.

Ceremonia wręczenia dokumentów i medalu jest bardzo prywatna. W rzeczywistości są na niej 4 osoby. Poza mną na uroczystości pojawia się !Xbille i Jigit, oraz wręczający dokumenty i medal Horace Erklin, pierwszy baron Erklin, obecny burmistrz Lyonesse. Po wręczeniu nam tego, co nam się należy burmistrz zwraca się z prośbą rozwikłania zagadki. Podaje list, który dziś otrzymał przed zamachem w centrum, w którym ktoś żąda kasy za zatrzymanie „potwora” odpowiedzialnego za te zamachy. Prosi graczy o pomoc w ujęciu autora listu i sprawcy zamachu.

Tutaj nastąpiło parę scen, w których moja postać zbyt aktywnie nie uczestniczyła. Najważniejsza jest wizyta w kostnicy, gdzie !Xbille używa swojej zdolności rasowej, aby dowiedzieć się coś więcej o zamachowcu. No i dowiaduje się tyle, że to niska postać, która miała jakąś broń automatyczną w siatkach na zakupy. Badany jest też list. Okazuje się, że osoba pisząca w trakcie pisania go jadła podłej jakości stek. Znudzony czekaniem na jakieś wyniki wracam do swojej kamienicy, by zacząć nocny patrol…

Jednak zanim udaje mi się przebrać w swojej super tajnej kryjówce, słyszę hałasy na strychu. Okazuje się, że to docent Jackob Hill (jeden z mieszkańców mojej kamienicy) wychodzi ze swojej kanciapy strychowej, mocno podenerwowany. Po dłuższej chwili przekonywania docent wyjawia swój sekret i powód swojego podenerwowania. Który zresztą dość szybko pokazuje się w kamienicy. Przełożeni szukają zbiegłego z własnością firmy pracownika. Przekonuje ich jednak dość łatwo, że docenta nie ma w domu, a swoim zachowaniem niepokoją resztę mieszkańców kamienicy. Docent przekazuje mi słoik dziwnych pigułek i prosi o możliwość noclegu u mojej służby. Na co przystałem.

Moja postać udaje się w końcu na patrol, brutalnie przerwany przez innych graczy, którzy chcą porozmawiać. Niestety nie zapamiętałem, co dokładnie chcieli od Johna pozostali gracze. Po załatwieniu sprawy z graczami, zaproszeniu na śniadanie, bohater wraca na swoje stanowisko. Zauważa, że z okna jego kamienicy coś się wytacza i zaczyna uciekać. Krótki pościg i okazuje się, że postać uciekła do biurowca w Tintagel District. Po przyjrzeniu się ochronie, John rezygnuje z próby wdarcia się na teren biurowca. Wraca do domu i kładzie się spać.

Na śniadaniu !Xabille dopytuje docenta o różne rzeczy, tymczasem ja zagaduje Jigit. Potem następuje parę scen, w których moja postać nie miała za dużego znaczenia. Wśród scen obiad z szefem docenta (którego !Xabille wydal swojemu szefostwu), ustalanie jakiś planów i na koniec, udanie się do baru.

Plan był prosty, Jigit przebrana za dowolnie inna postać wchodzi do baru i próbuje kupić pigułki zwane zębami Zachera. Przy okazji wynalezione przez Jacoba Hilla. Ja obserwuje całość z dachów, natomiast !Xabille ogląda z rogu knajpy, w którym zlokalizował się wcześniej. W drodze do lokalu w tramwaju następuje kolejny zamach. Niestety John zbyt długo czekał na reakcje i nie udało mu się ustalić, kto był zamachowcem. Próbuje ścigać postać, która uciekła do metra, niestety spalony test odwagi nie pozwala wejść do metra, w którym zaczyna się fetor. Dość szybko w dzielnicy występują zamieszki, które bezskutecznie swoimi przemowami próbuje uspokoić Jigit. Po dłuższej chwili wszystko się uspokaja, a my udajemy się na miejsce finalnej sceny tej sesji.

Jigit wchodzi do baru i zagaduje barmana, chce kupić od niego zęby Zachera. Tu pojawia się pierwszy problem, !Xabille niby opisał aktorce jak one wyglądają, ale nikt nie pokazał jej jak wyglądają dokładnie. Barman wyjmuje parę rodzajów pigułek i aktorka niestety nie wie, co zrobić. Po fiasku tego przedsięwzięcia !Xabille próbuje sam zdobyć zęby. Podchodzi do szefa orczej mafii z Czarnoborza, Grutasowa Vadiusa. Niestety, ta postać nie jest stworzona do gadania. Gracz wybitnie to pokazuje zaczynając jedno ze zdań od słów „wiem tyle, ze musiał byś mnie zabić”. Nim !Xabile dokończył swoje zdanie, zaczęła się bójka. Uradowany John wbiegł i ściągnął 3 statystów (kiepski rzut, gdyby poszło lepiej, zdjąłby cała grupę). Jigit zaczęła walczyć z pozostałą trójką, a !Xabille walczył sam na szefa i jego dwóch ochroniarzy. Orczy szamana już był prawie skończony (pochwycony i z jednym znacznikiem), ale na pomoc przyszedł John. !Xabille postanawia iść na całość i dobić szefa mafii. I udaje mu się, wyrzucając ponad 50. Resztę dobiliśmy szybko..

Tutaj następuje scena uzyskania informacji, które znajdują się w notesie naszego detektywa.

Z mojego punktu widzenia – początek sesji i zapoznanie graczy lekko wymuszone, choć w konwencji. Wielowątkowość na plus, ale MG nie dał zbyt dużo powodów do współpracy między graczami. Wątki tylko dla jednego gracza pojawiały się zbyt często. Brakuje nam też zgrania drużynowego takiego jak mieliśmy przy graniu w Operacje, ale pewnie się wyszlifujemy. Czekam na więcej!

niedziela, 19 września 2010

Ku przestrodze - sprawa Enca

Jako że jestem leniwy, wklejam po prostu post Sejiego:

"Andrzej 'Enc' Stój, autor m.in. Drogi ku chwale i Nemezis, opublikował w sieci tekst o problemach z wyegzekwowaniem płatności za opublikowane teksty od serwisu mistrzgry.pl. Pozwolę sobie zacytować fragment:

"Po trzech tygodniach ciszy (umowę o dzieło przesłałem pod koniec sierpnia, jeszcze przed rozpoczęciem dyskusji, która zakończyła się moim banem w serwisie) upomniałem się o należne wynagrodzenie. Zdziwiłem się bardzo otrzymaną odpowiedzią.

Cytuję: „Nie jesteśmy zainteresowani żadną współpracą z Panem.”

Na wszelki wypadek przesłałem jeszcze jednego e-maila, prosząc o doprecyzowanie tej kwestii (nie proponowałem współpracy, a wywiązanie się z zobowiązań). Niestety, odpowiedź, jaką otrzymałem w dniu dzisiejszym, nie pozostawia złudzeń odnośnie finału całej sprawy.

Cytuję: Nie mamy absolutnie żadnych zobowiązań wobec Pana. Jeśli uważa Pan inaczej, proszę nas pozwać."


Pełny tekst można przeczytać na blogu Enca (3k10).

Enc prosi o rozpropagowanie tej informacji celem ostrzeżenia innych potencjalnych współpracowników wspomnianego serwisu, a także jako środek nacisku na właściciela portalu, Rafała Olszaka, aby ten wywiązał się z podjętych zobowiązań.

Jeśli u Enca pojawi się jakaś aktualizacja, umieszczę ją i tutaj (lub skasuję niniejszy wpis, gdy zajdzie taka potrzeba)."
Bardzo przykre zachowanie pana Olszaka. I jakoś straciłem ochotę na kupno Robotici. A wy?

środa, 15 września 2010

Relacja/Recenzja Toporiady 2010

Oto tekst, który powstał dla Informatora Konwentowego. Enjoy.

Toporiada jest bardzo dziwnym zjawiskiem w polskim fandomie. W 2009 roku ten malutki konwent, odbywający się z dala od cywilizacji, zajął drugie miejsce w plebiscycie na najlepszy konwent roku 2008. Co ciekawsze, przegrał tylko o 2 % z dziesięciokrotnie większym od siebie Pyrkonem. Na Toporiadę wybierałem się od 2007 roku, kiedy to na Pyrkonie poznałem organizatorów tego konwentu. Niestety, zawsze coś stawało mi na drodze. Kiedy w tym roku okazało się, że termin Toporiady jest dla mnie terminem wolnym, od razu postanowiłem sprawdzić konwent tak zachwalany przez jego uczestników.

Tegoroczna Toporiada po raz drugi odbywała się na terenie obozu harcerskiego we Fryszerce koło Inowłodza. Jest to lokalizacja bardzo malownicza i kompletnie odcięta od świata. Najbliższy sklep można było znaleźć około 5 kilometrów od terenu konwentu. Na szczęście większość użytecznych produktów dało się zakupić w sklepiku prowadzonym przez organizatorów. Na terenie imprezy znajdowały się prysznice, z których zawsze leciała zimna woda, a poza paroma toaletami w budynkach, było też wyzwanie dla odważnych: okropnie śmierdzące toi-toie.

Na konwencie można było się przespać na dwa sposoby. Albo w łóżku, w wynajętym pokoju, albo we własnym namiocie. Pole namiotowe podzieliło się na obozy tematyczne, których członkowie swoim wyglądem i zachowaniem starali się oddać ducha tematyki ich obozu. I tak można było spotkać: Orki, Gobliny, Elfy, Piratów, kultystów Cthulhu, Sarmatów czy też bandę ludzi, których wojna atomowa i zdegenerowane otoczenie zmusiło do ubierania się kompletnie bez gustu (czyt. fanów postapokalipsy).

Kolejną rzeczą, która odróżnia konwent Rawskiego Stowarzyszenia „Topory” od innych to alkohol na konwencie. W przeciwieństwie do większości imprez, na Toporiadzie można spożywać alkohol. Teoretycznie regulamin zabrania spożywania trunków mocniejszych, ale w praktyce, nikt się tym nie przejmuje. Mimo obecności alkoholu, nie zarejestrowałem żadnych burd i problemów z tego powodu.

Program Toporiady, jak cały konwent, jest zjawiskiem dziwnym. Otóż najważniejsze na tej imprezie są sesje RPG. Na tyle, że w programie znalazło się ich 37. Wszyscy uczestnicy programowych sesji brali udział w konkursie „Złote Topory”. W kategorii najlepszego MG wygrał Wojtek Rzadek (jak zwykle przez przypadek), najlepszym graczem został Andrzej "Igua" Morkisz, natomiast najlepszym graczem początkującym została Sonia "Sonic" Żaczkiewicz.

Standardowe punkty programu były w zdecydowanym odwrocie, tabelka programowa składała się z 4 pozycji – prelekcji, konkursów, punktów obozowych i innych. Jeśli ktoś nie znalazł w danym momencie niczego ciekawego w programie, pozostało mu pójść po piwo, które można było kupić w sklepiku konwentowym. Z drugiej strony, mimo że punktów było mało, to te, które odwiedziłem, stały na wysokim poziomie. Na Toporiadzie nie uraczyłem wielu standardowych pokazów (jak np. fireshow) co jest jej zdecydowanym plusem. Miłym akcentem były także koncerty po sobotnim, oficjalnym zakończeniu konwentu oraz wspólne obiady w piątek i sobotę wliczone w cenę konwentu. Bardzo przyjemne były wieczorne ogniska, choć dość szybko ich uczestnicy ‘umierali’.

Nagrody w konkursach nie powalały. Spowodowane było to mała ilością sponsorów oraz ogólnie, bardziej pro-zabawowym podejściem do sprawy. Wszystkie nagrody zostały rozdane na zakończeniu konwentu, co nadało temu wydarzeniu większy wymiar i sens.

W trakcie konwentu odbył się tylko jeden LARP, co dla mnie osobiście jest marnotrawieniem miejsca zważywszy na położenie konwentu. Gra odbywała się klimacie Dzikich Pól, a głównym Mistrzem Gry był jeden ze współtwórców systemu – Michał Mochocki. LARP był przygotowany na 200 osób, niestety zainteresowanie graczy nie było aż tak duże. Problem tego LARPa także leżał w jego masowości. Postaci indywidualnych było niewiele, pozostali gracze musieli wysilić swoją kreatywność, aby wykrzesać coś z karteczki otrzymanej od MG.

Na Toporiadzie pojawił się też Games Room. Jednak jego organizacja nie była standardowa. Gry były ukryte, a z asortymentem można było zapoznać się na kartkach dostępnych w paru miejscach. Dzięki temu, na całym konwencie, nie zauważyłem żadnej osoby, która grałaby w planszówki. Odbywał się co prawda turniej w Jungle Speeda, ale nie było mi dane na niego dotrzeć.

Podsumowując, Toporiada jest strasznie dziwnym zjawiskiem. Ma zupełnie inne cele i założenia niż większość konwentów. Na tej imprezie najważniejsze są sesje RPG. I dla tych sesji na ten konwent przyjechało 250 uczestników. Wszystkie inne rzeczy, są bardzo miłym dodatkiem. Zasadniczo Toporiada nie ma większych niedociągnięć. Największym minusem konwentu jest ograniczony odbiorca. Choć to oczywiście pojęcie względne, bo dla wielu, jest to akurat plusem.

Ocena konwentu: 4+

czwartek, 2 września 2010

Operacja Wotan - Aftermath!

Miało być przedstawienie nowej drużyny, ale jeszcze nie będzie. Gracze ciągle myślą o swoich nowych postaciach. Dlatego spełniam prośbę mojego MG. Dzisiaj podsumuje „Operacje Wotan”. Kampanie skończyliśmy w okolicach lipca i wypadałoby powiedzieć to i owo…

Po pierwsze – naszym największym problemem była mała drużyna i jeden archetyp. W 99% konfrontacji nie stanowiło to problemu, ale problem pojawiał się przy wyzwaniach społecznych. Żaden z graczy nie specjalizował się w rozmowie. O ile przez większości kampanii nie stanowiło to problemu, tak przy finałowej konfrontacji z lichem stworzyło dość spory problem. Wszystkie nasze blefy rozbijały się o pewność siebie 25. Gdyby nie improwizacje MG, cała nasza drużyna by poległa. Natomiast śmieszne jest to, że wszystkie inne konfrontacje nie były zbyt dużymi wyzwaniami… Nieumarły smok padł w 3 rundy i nie zdążył nam wyrządzić za dużej krzywdy.

Po drugie – sama fabuła kampanii była dość przewidywalna, ale mimo to ciekawa. Było miejsce na romans, było miejsce na zdradę, było miejsce na ciekawe pościgi, powracających wrogów. Sama fabułę kampanii oceniam bardzo wysoko. Było wiele zabawnych momentów, które na długo zapadną w pamięć (uwodzenie Adeli von Uss, rozmawianie z Eskimosami).

Po trzecie – Mechanika W okazała się cholernie trudna w opanowaniu. Dopiero po 4 sesji wszyscy gracze swobodnie nią operowali. Ale gdy już wszyscy się z nią oswoili konfrontacje były fajne i dynamiczne. Żadna mechanika wcześniej nie wymusiła na mnie takiego kombinowania i opisywania. W Wolsungu „to ja go tnę” powtarzane w kółko po prostu nie przejdzie.

Po czwarte – może to zabawne, ale za cholerę nie jestem w stanie przypomnieć sobie minusów tej kampanii. Największe problemy polegały na tarciach między graczami i mistrzem gry. A za to samej kampanii nie można winić, dlatego Gerardzie, więcej takich kampanii! Bo aż się boje, co nam nasz MG wymyśli…

Gdy tylko dostanę informację od reszty graczy, jakie będą mieli postacie, zamieszczę tu krótki opis nowej drużyny. Póki co, może coś innego wpadnie.

środa, 1 września 2010

Relacja z Grojkonu 2010

Przed wami tekst, który pisałem rekordowo wolno. Relacja z Grojkonu która w najbliższym czasie trafi na Bestiariusz.


Grojkon 2010 zakończył się już dawno temu. Kurz opadł (a raczej woda w rzekach), ja doszedłem do siebie, natomiast wy zapewne czekacie na relacje z najbardziej pechowego konwentu ostatniego dziesięciolecia. Dlaczego pechowego? Jak zapewne część z was wie impreza nie odbyła się w pierwotnym terminie z powodu żałoby narodowej. Tydzień później południe Polski zaczęło zmagać się z powodzią. Jednak mimo tych wszystkich przeciwności losu konwent się odbył. Ale może po kolei…

Grojkon odbył się po raz drugi w Bielsku-Białej. Tym razem jednak organizatorzy zadbali o dwie szkoły, a mianowicie Zespół Szkół Technicznych i Handlowych im. Franciszka Kępki i Zespół Szkół Elektronicznych. Największą zaletą tych lokalizacji jest fakt, że oba budynki stoją na wprost siebie. Szkoły nie były duże i przemieszczanie się po nich bez mapy nie stanowiło problemu. Oczywiście jak na nowoczesne budynki oświaty przystało, można było w nich znaleźć prysznice i zaniedbane toalety. Niedaleko terenu konwentu znajdował się rynek miasta, Tesco i McDonald, tak więc żaden konwentowicz nie mógł narzekać na brak dostępu do artykułów spożywczych.

Przy akredytacji nie natrafiłem na żadne trudności. Organizatorzy próbowali wcielić w życie plan „oddajemy po wypełnieniu zobowiązań”, ale ten wejściówek prasowych z dość jasnych powodów nie obejmował. Co ciekawe, jedną osobę na akredytacji obsługiwała dwójka helperów, szybko więc otrzymałem swój „zestaw konwentowicza” składający się z identyfikatora, informatora i tabeli z programem. Podobno też było dużo konwentowego spamu w postaci ulotek, niestety moje wprawne oko miłośnika mielonki najzwyczajniej w świecie go nie zauważyło. Jak wiadomo żaden spam nie jest dobry, jeśli komuś się go nie wciska. Sam informator był w połowie nieaktualny, ale tabela programowa znajdowała się na osobnej kartce, co było bardzo przyjaznym pomyłem.

Program przez zmianę terminu konwentu ucierpiał mocno. Tydzień przed imprezą na Śląskokonie Leszek „Alth” Cibor prosił ludzi o zapełnianie dziur. Na dodatek sama sytuacja powodziowa też mocno utrudniła planowe odbywanie się ustalonego programu. Z powodu zalanych piwnic uległo uszkodzeniu dużo strojów LARPowych, co spowodowało odwołanie paru z nich przed konwentem. Na szczęście te dziury, o których wcześniej wspomniałem, udało się dość sprawnie załatać. Zdarzyło się mi się robić to samemu, przygotowując na szybko konkurs nostalgiczny-kreskówkowy. Na konwent nie dojechało 4 gości – Jacek Komuda, Kuba Ćwiek, Łukasz Śmigieł i Kazimierz Kyrcz Jr. Tylko ostatni poinformował organizatorów o swojej absencji na czas. Reszta milczała. I o ile o brak informacji o tych trzech pierwszych panach organizatorów nie można winić, tak przy Kyrczu można było umieścić na stronie stosowną informację.

Poza standardową częścią fantastyczną na imprezie odbyły się turnieje w gry bitewne i karciane. W przypadku gier karcianych oczywiście z powodu zmiany terminu spadła ich ranga. Odbył się także turniej w CS’a, na który przybyło czternaście pięcioosobowych drużyn. Oczywiście nie mogło zabraknąć Games Room-u, który niestety nie powalał ilością gier. Najlepsze jest tu stwierdzenie jednego z współkonwentowiczów - „przecież my w domu mamy więcej gier”. Pojawiła się sala z konsolami, która także odbiegała od znanych mi standardów. W tym roku Ultra Star został przeniesiony do innego pomieszczenia, dzięki czemu chore wycia konwentowiczów już nie przeszkadzały w graniu na konsolach. Była też sala z DDR, jednak omijałem ją z daleka. Do tego wszystkiego po raz pierwszy na Grojkonie pojawił się blok mangi i anime, który został potraktowany po macoszemu. Oczywiście odbywały się też konkursy. Wszystkie nagrody można było odebrać w sklepiku konwentowym. Niestety, nie był on zarządzany sprawnie, w sobotę po południu wybór już był bardzo skromny. Dodatkowo ktoś sobie pokpił sprawę i na ostatni konkurs nie zostało już nic do wygrania. Na szczęście zwycięzcy nie byli z tego faktu mocno niezadowoleni.

Mimo wszystkich problemów, na Grojkonie bawiłem się świetnie. Choć sam program z powodu zmian mocno mnie nie zainteresował (odwiedziłem zaledwie 5 punktów programu), to jest zawsze jedna rzecz, która ściąga na konwent. Jest nią obecność wspaniałych ludzi. A tego mi na Grojkonie nie brakowało. Na konwencie pojawiło się 706 uczestników.

Jak już pisałem na wstępie, Grojkon jest najbardziej pechowym konwentem o jakim słyszałem. Organizatorzy mimo tylu przeciwności stworzyli świetną imprezę i za to należą im się wielkie brawa. Mam nadzieję, że w przyszłym roku, nie będą mieli takiego pecha. Wtedy zrobią naprawdę świetny konwent, który będzie mógł konkurować z największymi tego typu wydarzeniami w Polsce.

piątek, 5 marca 2010

Przerwa w działaniu bloga

Zapewne mało kogo to obchodzi, ale nastąpiła przerwa w działaniu bloga. Czemu? Ano wróciłem do pewnego MMO które jest maksymalnym pożeraczem czasu - do Ultimy Online. Zapewne większość z was uśmiechnie się patrząc na grę z 1997 roku która spopularyzowała rozgrywkę cRPG przez sieć... Ale ta gra po prostu w sobie coś ma. Wszelkie zaległe notki o sesjach pojawią się w przeciągu paru dni. Bo serwer mi leży i nie mam co robić :) .

Wieczorem powinienem wrzucić pierwszą notkę :)

sobota, 9 stycznia 2010

Gry w 2010? Będzie się działo!

Wczoraj znużony przeglądałem GOLową encyklopedie pod kątem PCtowych gier które mają wyjść w 2010. Osobiście zostałem mocno zaskoczony, i to w pozytywny sposób. Bo ilość gier które mnie zaciekawiły samym tytułem jest dość spora :) . I jeśli wszystkie te gry mnie nie zawiodą, to rok 2010 będzie zdecydowanie lepszym rokiem dla gier niż 2009. No ale może po kolei...

Mass Effect 2 - W zasadzie nie trzeba więcej pisać, bo mało który gracz nie słyszał o tym tytule. Poprzednia część zaserwowała nam świetną fabułę, dobrą strzelaninę i trochę elementów RPG. Stworzyło to świetną mieszankę i pokazało kierunek w którym powinny iść action cRPG. Z zapowiedzi dwójka ma przede wszystkim bardziej urozmaicić walkę no i pozwolić wgrać save'a z pierwszej części. Już nie mogę się doczekać (tylko muszę znowu skończyć jedynkę).

Alien Breed Evolution
- czyli remake klasycznego Alien Breeda z mojej ukochanej Amigi(tak, wiem że był też na PC). Tutaj oczywiście mam spore obawy, jako że często przy remake'ach twórcy chcą dodać coś od siebie, ale z drugiej strony grę dalej robi Team 17. Czyli jest spora szansa że nie zostanie nic spieprzone.

Magic: The Gathering - Tactics - Coś co mnie interesuje z samego faktu że to M:tG. Z tego co czytam, gra ta będzie czymś na wzór Etherlords, co powoduje że może wyjść z tego niezła ciekawostka. Bo wspomnieni wyżej Etherlordsi byli bardzo fajną gierką. Oby tego tylko nie zwalono w jakiś sposób i mamy hit dla każdego karciankowca.

Mount & Blade: Warband - czyli pierwszy pełnoprawny dodatek do M&B. Jak można zauważyć na moim koncie Xfire, M&B jest grą która odkąd mam tam konto zabrała mi najwięcej czasu. To dość duży fenomen, jako że zasadniczo gra nie ma żadnego celu. Warband ma dodać wiele ciekawostek do rozgrywki, między innymi zwiększenie możliwości dyplomatycznych gracza. Powyższe gry starczą mi zapewne do marca, a od marca Warband będzie przeplatał większość tytułów w jakie gram :) .

The Settlers 7 - normalnie bym zlał tą grę, jako że od dwójki jej poziom spada systematycznie. Ale czytając jej zapowiedź zatrzymałem się w paru miejscach. Gra wg zapowiedzi ma nawiązywać właśnie do dwójki. Najważniejszym dowodem na to jest fakt, że tragarze znowu wrócili na dróżki. Jeśli tylko połowa z tego co zapowiedziano będzie tak fajna jak piszą, to gra będzie murowanym hiciorem.

DC Universe Online
- MMO które będzie dla mnie ciekawostką 2010. W końcu jednak jestem dużym fanem tematyki superhero, więc i ta gra na pewno nie będzie mi zupełnie obojętna. Jeśli tylko pojawi się trial jakiś, chwytam się za niego od razu. Bo gra może być ciekawa.

Magic: The Gathering - Duels of the Planeswalkers - kolejna gra magicowa. Tym razem chyba bez graficznego przedstawiania potworów, za to czysto karciankowo. Zabawną ciekawostką jest to, że tą grę robią twórcy Carmageddona.

Starcraft II - Nie jestem fanem RTSów i pewnie nigdy nie będę. Ale na SCII też czekam. Z wielu powodów. Jednym z nich jest chęć zobaczenia czym tak ludzie się podniecają, żeby napisać recenzje z punktu widzenia antyRTSowca (no bo jak gra mnie przekona, to znaczy że jest genialna) itp itd. Gra będzie podzielona na 3 epizody. Pierwszy o nazwie "Wings of Liberty" ukaże się w maju (link wyżej), drugi i trzeci nie mają jeszcze dokładnych dat wydania.

I to obecnie na tyle, ponieważ wszelkie tytuły dalej nie są w 100% pewne że będą w 2010 roku. Poza tym, pominąłem specjalnie parę tytułów, na które czekam ale którymi aż tak bardzo się nie jaram. Pozostaje tylko czekać na pierwszą grę z listy :) .