Wczoraj w nocy skończyłem Dragon Age: Origins który szumnie był zapowiadany jako duchowy spadkobierca Baldurs Gate. Cóż, rzeczywistość jest trochę brutalna i według mnie marketingowcy mocno przesadzili używając takiego hasła. No ale może po kolei...
Na sam początek weźmy sam czas gry. W zapowiedziach i recenzjach mówi się o około 60 godzinach potrzebnych na przejście gry. Poczułem tu pierwszy zawód. Owszem, przejście gry zajęło mi 57 godzin ale... Ile tak na prawdę w tym było realnej gry? 57 godzin grę miałem włączoną. Sama gra nie zbliżyła się do 50 godzin. Dlaczego? Bo strasznie dużo czasu traci się aby przejść przez kompletnie pustą lokację. Bo po wielu walkach trzeba stanąć i odczekać aby zregenerować manę i hp. Bo ładowanie mimo że szybkie, tez zajmuje czas. Więc na 57 godzin w których miałem włączoną grę, tylko 47 było grą. Nie pamiętam ile wymagało BG spędzonego czasu, ale dodatek zajmował około 20 godzin. A był mocno krótszy od samej gry.
W DA: O zraził mnie też nacisk na walkę. Tak - na walkę. Przez połowę gry mamy do czynienia z taktycznym H&S w którym gracz wyżyna setki przeciwników na lokacje. Owszem, fajnie i miodnie ale to nie to do czego przyzwyczaił mnie Baldur. Na Infinity Engine wydano 3 gry które różniły się od siebie stosunkiem walki do gadania. I tak Planescape:Torment był najbardziej nastawiony na fabułę, Icewind Dale na walkę a BG był tym złotym środkiem. W DA:O złotego środka nie ma. Walki jest bardzo dużo i rzadko da się jej uniknąć. Bardziej pod tym kątem gra przypomina IWD niż BG.
Kolejna rzecz - bohater z BG mimo że był kreowany przez nas, był bardziej osobowy niż to co otrzymujemy w DA:O. Po prostu gdy mam ocenić przywiązanie do bohatera kreowanego przeze mnie to syn Baala wypada zdecydowanie lepiej niż świeży Szary Strażnik który ratuje świat (mimo że jest najmłodszy w swoim fachu). Zabawne jest to, że twórcy gry przygotowali parę głosów do wybrania dla naszego bohatera, jednak w trakcie dialogów nigdy nie używa tego głosu. Mogli panowie z BioWare bardziej się wysilić tutaj.
Dragon Age to bardzo dobra gra - co do tego nie ma wątpliwości. Ale żeby zostać duchowym spadkobiercą Baldurs Gate wiele mu brakuje. Wiem że teraz robi się inaczej gry - jednak według mnie to hasło powinno do czegoś zobowiązać. A niestety zostało użyte bardzo pusto. Marketingowcom BioWare zafundował bym wycieczkę w przeszłość, bo mamy tu zdecydowanie duchowego spadkobiercę IceWind Dale....
God bless Spotify
11 lat temu
Spadkobierców legend było już wielu, niestety często są to tylko szumne zapowiedzi marketingowców mające na celu sprzedać więcej egzemplarzy danej gry. A prawda jest taka, że takich tytułów jak te wymienione przez Ciebie już się nie robi. Świadczy o tym choćby fakt, że ciąge wychodzą one w kolejnych reedycjach.
OdpowiedzUsuńWiesz Crawley - nie mamy danych o sprzedaży tej klasyki, a część z tego to może być spokojnie nie sprzedany jakis stary rzut ;). Więc nie brał bym tego pod uwagę...
OdpowiedzUsuńDruga rzecz - ja wiem na czym polegają kampanie reklamowe. I tylko to jedno hasło nie pasuje mi w niej przy DA:O ;) . Bo ogólnie gra jest siebie warta. Nawet widząc że fabuła trzyma się schematu ala Mass Effect ;P .
Gdyby to był "stary rzut" to wciąż trzeba by żonglować kilkunastoma płytami, by przejść całą Sagę Baldur's Gate. Tymczasem na rynku mamy już trzecią z kolei edycję. Już drugą na DVD.
OdpowiedzUsuńPo pierwsze nie kilkunastoma tylko kilkoma. Największa ilość płyt na jakiej znalazła się jedna gra to 7 i była to Phantasmagoria. A cRPGi mieściły się w 5 płytach maks. I wiesz? Jakoś mi nie przeszkadzało że raz na 30 godzin rozgrywki muszę zmienić płytę. Tak samo jak grając w Mortal Kombat 2 na Amidzę nie przeszkadzała mi zmiana dyskietek przy fatality (żeby dograć Jaxowe fatality trzeba było zmienić 3 razy dyskietę). Poza tym policz ile zabawy daje cała Saga Baldurs Gate (2 części gry, 2 dodatki). Bo ja wyliczam grubo ponad 200 za pierwszym podejściem.
OdpowiedzUsuń